Na przełomie 2007 i 2008 r. nad jezdnią ulicy Sobieszczańskiego, między Domem Pomocy Społecznej, a kaplicą szpitalną zawisły wielkie sygnalizatory świetlne - fot. 1.

Zagadkowe sygnalizatory

Ponieważ miejsce ich usytuowania, tak na pierwszy rzut oka, wydaje się dziwaczne i niczym nieuzasadnione, nic zatem dziwnego, że „Kurek” otrzymał kilka telefonów od Czytelników zapytujących nas, co to w ogóle ma znaczyć.

- Przecież - m.in. usłyszeliśmy w słuchawce - w miejscu tym nie krzyżują się żadne drogi, a w dodatku ruch kołowy jest tutaj stosunkowo niewielki.

Mało tego, jeden z rozmówców, bardziej niecierpliwy od innych, nie czekając na jakąkolwiek naszą reakcję, sam sobie udzielił takiej oto odpowiedzi:

- Pewnie chodzi o uprzywilejowanie konduktów pogrzebowych.

Nic jednak bardziej mylnego. Jak dowiedzieliśmy się w Starostwie Powiatowym, sygnalizatory zawisły nad ul. Sobieszczańskiego dlatego, że został zakończony jeden z etapów budowy strażnicy PSP obejmujący roboty elektryczne. Wcześniej postawiono słupy z nowoczesnym, zautomatyzowanym oświetleniem terenu wokół budynku, a zwieńczeniem całości prac jest właśnie wyżej opisywana sygnalizacja świetlna. Jej działanie ma być takie - w momencie, kiedy na akcję ratunkową wyruszy strażacki wóz bojowy automatycznie zapłoną czerwone światła wiszące nad ul. Sobieszczańskiego, wskutek czego wszelki ruch samochodowy zostanie zatrzymany, ergo strażacy zawsze będą mieli drogę wolną i nic nie opóźni ich akcji. No tak, tyle że na razie żadnego wyjazdu ze strażnicy nie ma, zatem cała ta inwestycja wygląda, delikatnie mówiąc, na przedwczesną.

Starostwo Powiatowe jest jednak innego zdania - wyjazd ze strażnicy istnieje, choć na razie jedynie w wymiarze wirtualnym, czyli na planach. Ilustruje to kolejne zdjęcie, na którym białe linie pokazują trasę przyszłej drogi. - fot. 2.

No i gdy ta zostanie oddana do użytku sygnalizatory będą jak znalazł, tyle że wedle optymistycznych prognoz droga wyjazdowa zostanie wykonana wraz z całkowitym ukończeniem budowy strażnicy dopiero we wrześniu bieżącego roku, albo, jak to mówią bardziej pesymistyczne szacunki nawet później, czyli w 2009 r. Należy zatem życzyć wykonawcom, aby całe to światełkowe ustrojstwo nie skorodowało do tego czasu i odpaliło za pierwszą próbą jego uruchomienia. Inaczej będzie źle!

NIEBEZPIECZNIE OBRÓCONY ZNAK

Oto inny czytelniczy sygnał dotyczący zgoła innej sprawy, ale z racji towarzyszących mu okoliczności zasługujący na odrębne i mocne podkreślenie. Kilka dni temu otrzymaliśmy informację, że źle dzieje się na ul. Linki, która jak każdy mieszkaniec wie, posiada dwa odrębne, oddzielone pasem zieleni kierunki jazdy. I teraz uwaga, bo w ubiegły wtorek, jak alarmował nasz rozmówca, doszło tam nieomal do wypadku drogowego. Pod budynkiem poczty spotkały się bowiem, i to na jednym pasie dwa samochody podążające w przeciwnych kierunkach. Szczęściem, dzięki zachowaniu odpowiednich prędkości przez obu kierowców nie nastąpiło najgorsze, czyli zderzenie czołowe. Trzeba jednak postawić takie pytanie - jakim cudem doszło do tej sytuacji - z głupoty, czy też nieuwagi jednego z kierowców? Nic podobnego. Oto popatrzmy na zdjęcie ul. Linki od strony dworca kolejowego - fot. 3.

Na wysepce oddzielającej oba kierunki ruchu widać znak nakazujący sposób jej omijania. Zawsze strzałka na znaku była skierowana w dół na prawo. Od kilku dni pokazywała, niestety coś zgoła innego, że pojazdy podążające od strony ul. Kolejowej powinny omijać ją po lewej stronie, a w konsekwencji jechać pod prąd. Po prostu jakiś zidiociały wandal obrócił znak i nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z konsekwencji czynu spowodował poważne zagrożenie dla ruchu. „Kurek”, dowiedziawszy się o tym, zaraz zaalarmował Urząd Miejski, dzięki czemu wkrótce potem znak został przekręcony i umocowany we właściwym położeniu. Uff - niebezpieczeństwo minęło! Tutaj jednak rodzi się refleksja taka, drodzy Czytelnicy - Wasz ulubiony „Kurek”, „Kurkiem”, ale w takich przypadkach, gdy istnieje wielkie zagrożenie realne, należy w pierwszej kolejności dzwonić nie do nas, ale alarmować właściwe władze (w tym przypadku UM), gdyż każda dodatkowa zwłoka wynikająca z pośrednictwa w łańcuchu przekazywania informacji może decydować o czyimś życiu!

U NAS I ZA MIEDZĄ

W pierwszym w tym roku wydaniu „Kurka” pisaliśmy o pięknych świątecznych iluminacjach rozmaitych szczycieńskich posesji oraz efektownie przystrojonym ratuszu w Pasymiu. Choć zaznaczyliśmy, że wszystkich godnych uwagi dekoracji opisać i sfotografować nie sposób, bo zbyt szczupłe są nasze łamy, mimo to otrzymaliśmy szereg korespondencji i zdjęć od Czytelników pragnących podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami w tej kwestii, bądź pokazującymi ich własne wysiłki włożone w iluminowanie domków. Cóż, czas świąteczny nieubłagalnie mija, z balkonu ratuszowej szczycieńskiej wieży znikły już bożonarodzeniowe choinki i kolorowe światełka wędrujące ku jej szczytowi, ale wciąż jeszcze działa iluminacja uliczna, a także pełga światełkami choinka przy głównym wejściu do tego szacownego gmachu - fot. 4.

Dlatego, skoro czas karnawału mija, w drodze już ostatniego wyjątku przedstawimy Czytelnikom zdjęcie pięknie iluminowanej posesji w Jedwabnie, wykonane w trakcie, co tu ukrywać, dość rzadkiego zjawiska tej zimy, czyli opadów śniegu - fot. 5. Jest to domek państwa Adamskich, mieszkających przy ul. Wielbarskiej.

Otrzymaliśmy też m. in. korespondencję od naszego stałego Czytelnika z Niemiec, Ryszarda Sali, który akurat w czasie świąt przebywał w Pasymiu. Spodobała mu się, jak pisze, iluminacja miejscowego ratusza, któremu wykonał kilka pamiątkowych zdjęć. „Kurkowi” zaś przesłał taką oto fotografię - fot. 6.

Widoczna na niej efektowna, bijąca blaskiem tysiąca lampek świetlista dekoracja domku jednorodzinnego nie została jednak urządzona na naszej mazurskiej ziemi, ale w Niemczech. Choć Ryszard Sala nie informuje nas, gdzie zostało zrobione to zdjęcie, znając jego skromność, z dużą dozą pewności należy domniemywać, że przedstawia jego własny dom. Cóż, nasze miejscowe posesje nie wyglądały w czasie świąt aż tak efektownie, ale sądzimy, że za rok, przynajmniej niektóre z nich staną się jeszcze bardziej strojne.

GIMNAZJALNY BAL

W karnawale, tuż przed feriami, odwiedziliśmy „zalane” Gimnazjum nr 2 w Szczytnie przy ul. Lanca. Mimo niedawnej hydraulicznej katastrofy, budynek był już osuszony, a humory, tak nauczycielom, jak i uczniom dopisywały, bo... akurat odbywała się tutaj zabawa uczniów klas III, którzy kończą w tym roku edukację w tej szkole. Kiedyś, jak powiedziała nam dyrektor szkoły Teresa Feszczyn, usiłowano nazywać ów bal studniówką, ale to określenie się nie przyjęło. Impreza rozpoczęła się staropolskim polonezem, do którego kroki i figury gimnazjaliści ćwiczyli przez pond miesiąc pod pilnym okiem wuefistki Doroty Kotuli.

- Wysiłki się opłaciły - mówili „Kurkowi” rodzice, bo taniec bardzo się im podobał. Uczniowie preferowali jednak bardziej swobodne rytmy. Wskoczywszy w mniej zobowiązujące, ale nadal efektowne ciuszki, pozwalali sobie na bardziej swobodne tańce-łamańce w stylu dowolnym - fot. 7.