Składowisko odpadów położone przy ul. Łomżyńskiej od kilkunastu lat bulwersuje mieszkańców Szczytna. Choć dzierżawca, czyli samorząd dawno odzyskał teren, nie może nim swobodnie dysponować, bo wcześniej należałoby usunąć wszystko, co zalega w jego obrębie.

Śmieciarnia już na wieki?

BYŁY AMBITNE PLANY, JEST ŚMIECIOWISKO

Przy skrzyżowaniu ul. Polnej z Łomżyńską rozciąga się spory plac, na którym leżą gromadzone przez lata najróżniejsze odpady, m. in. złom, makulatura oraz włóknina. Stan taki, choć trudno w to uwierzyć, utrzymuje się już od prawie 18 lat(!). Opisywany plac w 1993 r. wydzierżawiała od miasta firma „Skitpol”, prowadzona przez Jana Tomaszewskiego. Plany były ambitne, miał to być zakład pracy zatrudniający kilku pracowników i zajmujący się działalnością handlową.

PPHU „Skitpol” to przedsiębiorstwo o dużych możliwościach i z pewną przyszłością. W celu poznania dokładnej oferty wystarczy zadzwonić, albo pojawić się osobiście w siedzibie firmy, gdzie czekają kompetentni pracownicy - czytamy w wizytówce firmy zamieszczonej w internecie.

Rzeczywistość jest jednak zupełne inna. Na miejscu zastajemy bramę zamkniętą na głucho, a wewnątrz w obrębie placu nie widzimy żywej duszy. Za to rzuca się w oczy moc najrozmaitszych gratów, złomu i innych niezidentyfikowanych, a podejrzanie wyglądających materiałów oraz przedmiotów.

DZIERŻAWCA SIĘ ODWOŁUJE

Rodzi to pytanie, czy śmieciowisko nie zatruwa okolicy szkodliwymi substancjami.

- Odpady zgromadzone na placu nie są toksyczne - uspokaja Roman Dykty z Urzędu Miejskiego. Wyjaśnia nam, że skład był badany w 2009 r. w związku z wypowiedzeniem umowy na jego dzierżawę. Wówczas ekspertyzy przeprowadzone przez rzeczoznawców nie wykazały szkodliwości składowiska dla środowiska. Badania te, w trakcie których sporządzono także spis wszystkiego, co zalega na placu oraz wykonano dokumentację fotograficzną były prowadzone dla potrzeb likwidacji śmieciowiska. Wtedy też oszacowano koszty jego oczyszczenia na 430 tys. złotych.

Miasto już wcześniej toczyło spory z właścicielem „Skitpolu”, ale wreszcie we wspomnianym 2009 r. sąd postanowił, że od tego momentu przedsiębiorstwo ma zaprzestać swojej działalności i przystąpić niezwłocznie do uporządkowania terenu.

Niestety, nic takiego się nie stało. Właściciel odwoływał się, prosząc o przedłużenie czasu na oczyszczenie placu, wskutek czego zalegające na nim śmieci do dzisiaj nie zostały zutylizowane, strasząc swoim wyglądem i bulwersując mieszkańców miasta.

MIASTO NIE WYDA PÓŁ MILIONA

Jan Tomaszewski odmówił nam jakiejkolwiek rozmowy, dziwiąc się, że interesujemy się składowiskiem.

- „Kurek” nie jest ani sędzią, ani prokuratorem, więc odmawiam jakiejkolwiek wypowiedzi – usłyszeliśmy w słuchawce.

Urząd Miejski czuje się bezradny. Mógłby zorganizować oczyszczenie placu, ale w grę wchodzą bardzo wysokie koszty takiej operacji.

- Wywozu nieczystości moglibyśmy dokonać sami, a potem dochodzić zwrotu kosztów, które wedle szacunków rzeczoznawców wyniosłyby blisko pół miliona złotych - mówi wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk. Dodaje jednak, że miasto nie wyda lekką ręką takiej kwoty, nie mając żadnych gwarancji na jej zwrot. Władze samorządowe są bowiem przekonane, że niemożliwe byłoby wyegzekwowanie takiej sumy od byłego dzierżawcy placu.

Tak oto powstała sytuacja patowa – miasto niby odzyskało teren, ale z powodu jego zagracenia nie ma możliwości dysponowania nim, czyli jego ewentualnej sprzedaży, czy choćby wydzierżawienia.

Marek J.Plitt