Myśliwi w powiecie szczycieńskim, podobnie jak zresztą w całym kraju, to bardzo wpływowe grono. Należą do niego najbardziej prominentni samorządowcy, na czele ze starostą i wójtami. Są widoczni podczas lokalnych uroczystości, organizują swoje hubertowskie święta. Jednak wokół łowiectwa narasta coraz więcej wątpliwości. Często pojawiają się głosy, że strzelanie do zwierząt to nic innego jak krwawy sport uzasadniany pseudoekologicznymi argumentami.

limg("16_FOTO A.JPG", "W gronie myśliwych, także w powiecie szczycieńskim, nie brak lokalnych prominentów.

Na zdjęciu obchody Hubertusa w 2011 r. w Miejskim Domu Kultury w Szczytnie");

ZASTRZELILI 800 TYS. ZWIERZĄT

Myśliwi tworzą wpływowe lobby mające układy z władzą świecką i duchowną, niezależnie od panującego w kraju ustroju. Taki wniosek płynie z artykułu „Rzeczpospolita łowczych” opublikowanego w połowie listopada w „Polityce”. Jego autorka zauważa, że w Polsce jest ponad 100 tysięcy myśliwych zrzeszonych w 2536 kołach łowieckich. Dzierżawią one prawie 5 tysięcy leśnych i polnych obwodów łowieckich zajmujących ponad 25 mln ha. Tylko w zeszłym sezonie myśliwi odstrzelili prawie 800 tysięcy zwierząt. Myślistwo przyciąga osoby prominentne. Jak podaje „Polityka”, polujący posłowie i senatorowie stanowią aż 20% wszystkich parlamentarzystów. Autorka artykułu zwraca uwagę na szereg aspektów związanych z tą dziedziną, m.in. na to, że Polski Związek Łowiecki to instytucja praktycznie poza wszelką kontrolą ministerstwa środowiska. Sprawuje ono co prawda nad nim nadzór, ale nie może np. uchylić żadnej uchwały, nawet sprzecznej z prawem. Najwięcej wątpliwości budzi jednak moralny aspekt działalności myśliwych. „Polityka” cytuje Zenona Kruczyńskiego, byłego myśliwego, autora książki „Farba znaczy krew” . Przyznaje on, że zabijanie to najbardziej ekscytująca rzecz na świecie. – Nie można poczuć większego wpływu na rzeczywistość niż wtedy, kiedy się odbiera życie. To jest adrenalina. Wielu ma wewnętrzny hamulec przed zabijaniem. Przekraczanie tego zakazu niebywale potęguje emocje – mówi były myśliwy „Polityce”. Autorka zauważa, że polskie społeczeństwo coraz mniej przychylnie patrzy na ludzi zajmujących się strzelaniem do zwierząt. Nawet w gronie samych myśliwych przybywa takich, którzy dostrzegają negatywne aspekty tej działalności. Na przykład Janusz Mikoś, nadleśniczy i myśliwy postuluje, by odrzucić elektroniczne gadżety do wabienia, podsłuchy i lunety. W starciu z nimi zwierzyna nie ma najmniejszych szans. Takie łowy nie mają nic wspólnego z tymi, na jakie wybierali się nasi przodkowie przed wiekami.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.