Jeśli ktoś z mieszkańców Szczytna lub turystów chciałby przeżyć niezapomnianą przygodę, to serdecznie zapraszamy na wyprawę rowerową z „Kręciołami”. W każdą niedzielę o godz. 10.00 miłośnicy jednośladów z placu Juranda wyruszają i ciekawe przygody przeżywają.

Nimfa wodna nad jeziorem nożyce

W jeden z takich niedzielnych, upalnych poranków stawiło się aż 17 cyklistów. Dokąd jechać, co zwiedzać? Wśród tylu osób każdy ma jakiś pomysł i propozycję. Tak jak w „Familiadzie” wszyscy rzucają „hasło”, ale decyzja należy do szefa, czyli Klemensa Dzierżanowskiego, który niezawodnie od 11 już lat kieruje nieformalną grupą rowerową. I tym razem wysłuchał sugestii, wskoczył na swojego stalowego rumaka i poprowadził nad jezioro Nożyce. Tym sposobem uciął spory i wszystkich zadowolił. Początkowo cykliści przemieszczali się głównymi ulicami miasta, by z ostrołęckiej szosy w okolicach Młyńska skręcić na Jerutki. Droga Szczytno-Spychowo należy do ulubionych przez rowerzystów tras. Wiedzie przez las, w upały daje upragniony cień. Ruch na niej niewielki, a kierowcy kulturalni i z sympatią traktują ubrany w organizacyjne koszulki peleton. Do Jerutek blisko, ale nie każdy wie, że z tej mazurskiej wisi wiedzie kilka leśnych dróg w różne strony i wystarczy w odpowiednią skręcić, by zatoczyć krąg i wrócić w miejsce startu. We wsi warto zwiedzić kościół filialny - wcześniej ewangelicki, obecnie katolicki wzniesiony w 1734 r. Jest to budowla jednonawowa o konstrukcji ryglowej z wieżą murowaną, dobudowaną w latach 1820-1821. Niezwykła budowla wspaniale wkomponowana w otoczenie nie tylko zachwyci wzrok, ale utrwalona na fotografii zaintryguje znajomych. Jednak, by poznać urok Jerutek należy z szosy skręcić w lewo. Tym razem „Kręcioły” nie zwiedzają wsi, w której bywały wielokrotnie, mijają osadę i tuż za tablicą z nazwą miejscowości z szosy Jerutki-Świętajno skręcają w lewo, by dalej śródleśną, wygodną drogą dojechać do Piasutna. Wydostając się z niej na asfalt skręcają w lewo, zostawiając tę malowniczą osadę położoną nad jeziorem Piasutno. Z asfaltu skręcają w prawo w leśną, dobrze utwardzoną, piaszczystą drogę, która wnet zawiedzie nad słynne z krystalicznej wody jezioro Nożyce. Akwen lubią turyści, bowiem na leśnym parkingu stoją samochody z rejestracjami różnych stron, ale i ze Szczytna też. Wyposażony w ławeczki i stół leśny parking doskonale służy turystom za bazę wypadową nad pobliski brzeg jeziora. Cykliści właśnie tu postanawiają zrobić pierwszy popas i spożyć zabrane smakołyki. Męska część grupy z nieukrywaną przyjemnością obserwuje młodą nimfę, która zakłada podwodny pancerz, przygotowując się do nurkowania. Piękna kobieta z gracją wciąga strój płetwonurka, by za chwilę stanąć nad brzegiem akwenu. Tu marzenia o spotkaniu z kobietą-nimfą pryskają jak bańka, bowiem aparatura do penetrowania podwodnego świata ujawnia, że swoją pasję realizuje miłośniczka nurkowania. Nic dziwnego, że wybrano ten akwen, gdyż woda ma pierwszą klasę czystości i gwarantuje doskonałą widoczność na różnych głębokościach. Miejscowa legenda głosi, że czystość jezioro zawdzięcza właśnie Nimfie Wodnej, która dawno, dawno temu prowadziła podwójne życie. Raz była kobietą, raz wodnym żyjątkiem. Wynurzając się z wodnych topieli, nad brzegiem zostawiała swoją skórę, ale pewnego dnia chłopak, z którym się spotykała i którego z wzajemnością kochała odkrył jej tajemnicę i poprosił, by dokonała wyboru. Dziewczyna wybrała życie rodzinne wśród ludzi, ale że trafiła na mądrego partnera, ten od czasu do czasu pozwala jej na podwodne wyprawy, a ona z wdzięczności dba o czystość swojego królestwa. Jezioro Nożyce upodobali też sobie harcerze, rozbijając doskonale zagospodarowane i zorganizowane obozowisko. U biwakowiczów panuje porządek, oni też wiedzą, że nie tylko woda, ale i brzegi są pod zbawienną pieczą Nimfy Wodnej.

Wiadomo, że jeśli wyprawa nad jezioro Nożyce, to obowiązkowo należy zajechać do „Baru Kurta” w Powałczynie na pyszne lody i wyjątkową coca colę w maleńkiej, szklanej butelce. Pan Andrzej Zawrotny popularnie nazywany Rysownikiem z Powałczyna chętnie opowie niejedną ciekawostkę, zaprezentuje też swoją kolekcję rysunków i malowideł. Miło tam i przytulnie, ale czas wracać do domu. A jak wracać to tylko leśną drogą przez las wprost do Jerutek i każdy ze zdziwieniem stwierdzi, że po raz kolejny zataczając krąg można zwiedzić tyle ciekawych zakątków. Niestety trasa nie jest oznakowana i mimo że łatwa, to warto pomyśleć o postawieniu różnorodnych tabliczek, które po prostu wskazywałyby kierunek jazdy. Tak jak wspominałam, z Jerutek można jechać w różne strony, ale o tym wiedzą mieszkańcy i wytrwali rowerzyści. Z „Kręciołami”, gdy na czele peletonu mknie Klemens Dzierżanowski też powroty do domu są bezpieczne i zawsze ciekawe. Trasa liczyła 40 km i po raz kolejny dowiodzi, że z grupą zawsze jest fajnie i wesoło.

Grażyna Saj-Klocek