Polityka zaciskania pasa zaproponowana przez wójta Tadeusza Frączka niepokoi jego poprzednika. Czesław Wierzuk obawia się, że wybrane przez obecne władze gminy priorytety zniweczą projekty przygotowane

za jego kadencji. Przy okazji krytykuje swoich następców za rozrzutność.

Na wszystko nie starczy

GDZIE TE OSZCZĘDNOŚCI

Budżet gminy Dźwierzuty na rok 2008 prezentuje się nader mizernie - zaledwie czteroprocentowy udział inwestycji w ogólnych wydatkach nie pozostawia złudzeń, że w najbliższym czasie gmina skoncentruje się głównie na oszczędnościach. Nie brakuje jednak głosów, że plan finansowy samorządu mógłby być bardziej ambitny. Jego zdecydowanym krytykiem jest rządzący do niedawna Dźwierzutami Czesław Wierzuk, dziś członek Zarządu Powiatu. Były wójt dał wyraz swojemu niezadowoleniu podczas ostatniej sesji rady gminy. Według niego tegoroczny plan wydatków i dochodów samorządu przedstawia się zbyt zachowawczo. Radny powiatowy najbardziej obawia się o zaplanowaną jeszcze za jego kadencji budowę wodociągów na terenach kolonijnych.

- Jest gotowa dokumentacja, która kosztowała nas 300 tys. zł, są pozwolenia na budowę. Rolnicy, zwłaszcza hodowcy krów bardzo tej wody potrzebują, a sprawa staje się coraz bardziej odległa - martwi się członek Zarządu Powiatu i radzi obecnym włodarzom gminy, żeby pieniędzy potrzebnych do wodociągowania kolonii poszukali w funduszach unijnych. Wierzukowi nie podoba się również kwota, którą w tym roku dźwierzucki samorząd przeznaczy na administrację.

- Tyle się mówi o oszczędnościach, ale na te cele lekką ręką zamierza się wydać 250 tys. zł - zauważa były wójt.

MNIEJSZE ZŁO

Co na to jego następca? Tadeusz Frączek tłumaczy, że niski udział wydatków inwestycyjnych w tegorocznym budżecie wynika z konieczności spłaty zobowiązań, blisko 4 mln zł, jakie gmina zaciągnęła w latach ubiegłych, kiedy wójtem był nie kto inny jak Wierzuk. Teraz samorząd musi oszczędzać, żeby mieć środki własne na udział w unijnym projekcie Masterplan - budowa kanalizacji w rejonie Wielkich Jezior Mazurskich. Według najnowszych ustaleń, gmina może liczyć na około 70 procent dofinansowania przedsięwzięcia.

- W przypadku szesnastu milionów, bo tyle ma całość kosztować, te trzydzieści procent naszego wkładu będzie bardzo poważną sumą - mówi Tadeusz Frączek. Dodaje, że w tej sytuacji pozostałe zadania, w tym budowa wodociągów, schodzą siłą rzeczy na plan dalszy.

- Ja się swojemu poprzednikowi wcale nie dziwię, że zrobił projekty na wodociągi, bo to wynika z potrzeb mieszkańców. Ale w międzyczasie wyskoczył nam taki niebłahy temat jak Masterplan i stanęliśmy przed koniecznością wyboru mniejszego zła. W takiej sytuacji czego by się nie zrobiło, to będzie źle - odpiera zarzuty wójt. Jego zastępca Jarosław Śmieciuch zapewnia, że budowa wodociągów na pewno nie będzie zaniechana. Terminy jej realizacji przesuną się jednak w czasie. Całe zadanie szacowane jest na około 3 mln 700 tys. zł i trudno sobie wyobrazić, żeby dźwierzucki samorząd w jednym roku budżetowym znalazł całą sumę, tym bardziej, że dofinansowania podobnych projektów nie przewiduje na razie żaden z programów unijnych. Stąd inwestycja będzie realizowana małymi etapami.

- Zaczniemy w tym roku i wykonamy niewielki odcinek koło samych Dźwierzut. Będziemy pracować własnym sprzętem i naszą brygadą. Potraktujemy to trochę jako naukę i zdobywanie doświadczenia - mówi wicewójt. Dodaje, że gmina dołoży wszelkich starań, aby co roku wybudować około 10 kilometrów wodociągu.

KONIECZNE PODWYŻKI

Jarosław Śmieciuch tłumaczy również, skąd w budżecie wzięła się „rozrzutna”, zdaniem Czesława Wierzuka, kwota 250 tys. zł przeznaczona na administrację.

- W tym roku trzeba wypłacić pracownikom 5% podwyżki wynikającej z inflacji. Trzy osoby dostają nagrody jubileuszowe, a trzy kolejne odchodzą na emeryturę i dostaną odprawy. Same podwyżki w skali roku dają nam 40 tys. zł - wyjaśnia wicewójt Śmieciuch. Dodaje, że za kadencji poprzedniego wójta podwyżki inflacyjne były wypłacane pracownikom urzędu stanowczo zbyt rzadko, bo tylko raz na siedem-osiem lat.

- Nie ma mowy o żadnym przeroście administracji. Nie zwiększyliśmy zatrudnienia, wręcz przeciwnie. Tam, gdzie to jest możliwe posiłkujemy się pracownikami interwencyjnymi i stażystami - zapewnia Jarosław Śmieciuch.

Wojciech Kułakowski/Fot. archiwum