Właśnie minął rok od czasu wejścia w życie przepisów zakazujących palenia tytoniu w miejscach publicznych. Postanowiliśmy sprawdzić, jak są one respektowane w Szczytnie i czy skłoniły, przynajmniej niektórych amatorów papierosowego dymu, do rozstania z nałogiem.

Coraz trudniej być palaczem

MŁODZI NA DYMKU

Od roku palacze nie mają łatwego życia. W listopadzie 2010 r. weszła w życie ustawa o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych znacznie ograniczająca liczbę miejsc, w których można zapalić papierosa. Zakaz obejmuje m.in. przystanki komunikacji miejskiej, środki transportu publicznego, place zabaw, obiekty służące obsłudze podróżnych, lokale gastronomiczno-rozrywkowe, zakłady opieki zdrowotnej, uczelnie czy obiekty kultury i wypoczynku. Za złamanie przepisów grozi nawet do 500 zł mandatu. Znacznie dotkliwsze kary finansowe sięgające nawet 2 tys. zł czekają przedsiębiorców za brak informacji o zakazie palenia w ich lokalach czy brak tabliczki o zakazie sprzedaży wyrobów tytoniowych nieletnim. Grzywny może nakładać policja, straż miejska oraz Państwowa Inspekcja Sanitarno-Epidemiologiczna. Postanowiliśmy sprawdzić, jak respektowanie przepisów wygląda w Szczytnie.

Komendant Straży Miejskiej Janusz Gutowski informuje, że strażnicy w ciągu miesiąca odnotowują od kilku do kilkunastu przypadków łamania przepisów ustawy antynikotynowej. Wiele problemów stwarzają osoby bardzo młode. Jak się okazuje, w tym środowisku moda na niepalenie nie obowiązuje.

- Bardzo często interweniujemy przy szkołach, gdzie po papierosy się ga młodzież – mówi komendant. Dodaje, że nie zawsze palący są karani mandatami.

- Często stosujemy pouczenia, a jeśli dopuszczają się tego małoletni, zgłaszamy sprawę dyrekcji – wyjaśnia. To jednak nie zawsze skutkuje, bo trafiają się recydywiści, którzy mimo upomnień kolejny raz dają się złapać „na dymku”. W takich przypadkach sprawy są kierowane do sądu. Z obserwacji komendanta Gutowskiego wynika, że nowe przepisy nie wpłynęły na zmniejszenie liczby palaczy.

- Spowodowały one może tylko to, że ludzie bardziej się pilnują, aby nie zapalić w niedozwolonym miejscu – zauważa. Podobne do straży miejskiej działania prowadzi także policja.

- Nie mamy dokładnej statystyki dotyczącej łamania ustawy. W tym roku skierowaliśmy jednak wniosek do sądu przeciw osobie, która paliła papierosy na przystanku i odmówiła przyjęcia mandatu – informuje rzecznik KPP w Szczytnie Aneta Choroszewska – Bobińska. Szczycieński sanepid do tej pory za palenie w niedozwolonym miejscu nie ukarał nikogo. Kontrolerzy sprawdzali również, czy do zapisów ustawy stosują się właściciele lokali.

- Jeśli chodzi o oznakowanie niedozwolonych miejsc, to prawo jest na ogół respektowane – mówi dyrektor sanepidu Grażyna Sosnowska.

W LOKALACH GOŚCI NIE UBYŁO

Przed wejściem w życie ustawy pojawiły się obawy, że zakaz palenia np. w pubach wpłynie na zmniejszenie klienteli. Czy rzeczywiście tak się stało?

- Być może do moich lokali przychodzi trochę mniej osób, ale nie jest to jakiś wielki spadek – mówi Piotr Zembrzuski, właściciel pubów Cela i Gama oraz kawiarni Antyk Cafe. Dodaje, że palacze na ogół godzą się z tym, że muszą wychodzić z papierosem na zewnątrz. Według niego nowe przepisy wpłynęły na to, że wiele osób zdecydowało się zerwać z nałogiem. Problemu z palaczami nie ma także Wiesław Łączyński, właścicieli pizzerii Di Naro.

- U nas od początku obowiązywał zakaz palenia w lokalu. Ludzie przychodzą tu, by coś zjeść, a nie wdychać dym – mówi. Dla amatorów nikotynowego dymu jest wyznaczone miejsce na zewnątrz lokalu.

- Kilka razy zdarzało się, że klient próbował zapalić w środku, ale zwykle po zwróceniu uwagi odstępował od tego – wspomina.

ZDECYDOWAŁA KASA I ZDROWIE

Rzucenie palenia nie jest prostą sprawą. Nie wszystkim wystarcza silnej woli na zerwanie z nałogiem. Sztuka ta udała się radnemu miejskiemu Robertowi Siudakowi, który nie pali już od prawie trzech lat. Był nałogowym palaczem od 18 lat.

- Próbowałem z tym skończyć dwa razy. Za pierwszym udało mi się to dzięki akupunkturze, ale potem, na skutek stresów, znów zacząłem popalać – opowiada radny. Ostateczne zerwanie z nałogiem ułatwiły mu zarekomendowane przez kolegę tabletki dla palaczy. Zmotywowały go względy finansowe i zdrowotne. Jego zdaniem dalsze, zapowiadane zaostrzanie prawa w tej dziedzinie nic nie da.

- Nie sądzę, żeby zakazy odstraszały palaczy. Potrzebna jest raczej edukacja na temat skutków sięgania po papierosy – uważa Robert Siudak.

Bezskutecznie jak dotąd z nałogiem zmaga się prezes spółki Aqua Mieczysław Nowacki. Pali już od 40 lat. Ostatnio próbuje to ograniczyć, używając e-papierosów. Pali je jednak na zmianę z normalnymi.

- Staram się rzucić palenie, ale to straszny nałóg. Wiem, że to głupota, ale bardzo trudno z tym zerwać – przyznaje Mieczysław Nowacki.

RZUCAJĄ, GDY JEST ZA PÓŹNO

Wielka przeciwniczka nikotyny doktor Joanna Pawłowicz – Radosz nie wierzy w to, by zmiana przepisów wpłynęła na zmniejszenie liczby palących.

- Od czasu wprowadzenia ustawy antynikotynowej wcale nie ubyło palaczy – twierdzi, dodając, że wręcz ich przybywa, głównie wśród ludzi młodych. Doktor przywołuje też sytuacje z własnej praktyki lekarskiej.

- Każdego z pacjentów pytam, czy pali i tłumaczę, jakie to może mieć konsekwencje. Delikwent wysłucha, pokiwa głową, a już wychodząc z gabinetu sięga p o papierosa, wyrzucając niedopałek na moje podwórko – opowiada doktor. Jej zdaniem wiele osób rzuca zgubny nałóg dopiero wtedy, gdy zachoruje. Wtedy jednak zwykle jest już za późno. Joanna Pawłowicz – Radosz przypomina, że palenie powoduje nie tylko raka płuc, ale również innych narządów – trzustki, nerek i pęcherza moczowego. - Jest istotna statystyczna zależność pomiędzy tym, czy ktoś pali, a występowaniem nowotworów tych właśnie organów.

Wiele osób, chcąc ograniczyć, czy też rzucić palenie sięga po tzw. e-papierosy, które są mniej szkodliwe od tych prawdziwych. Czy to dobra metoda? - Każdy sposób jest dobry, o ile służy zerwaniu z nałogiem – odpowiada Joanna Pawłowicz – Radosz. - Wolę już, żeby pacjent od czasu do czasu napił się wina w dobrym towarzystwie niż palił, bo to naprawdę zabija – przekonuje lekarz.

Ewa Kułakowska